Przez ponad dwa lata miesiąc kończył się w pierwszym tygodniu kolejnego. Już niedługo marzec skończy się w kwietniu, dzisiaj pora zakończyć luty. To były dwa miesiące dobrych lektur. Odkryciem ostatniego sekstantu był Zajdel i Lem, dokładniej:
Paradyzja,
Limes inferior i
Powrót z gwiazd. I podczas gdy Zajdel bywał momentami toporny, Lem zdobył moje serce lekkością snucia dialogów i tkania sukien. Sądziłam, że bezwarunkową miłością obdarzę też Weronikę Murek, ale na razie to chyba tylko płochliwe zauroczenie. Jej
Uprawa roślin południowych metodą Miczurina zatrzymuje, zastanawia, ale też czasami zatrzaskuje. Nie tylko drzwi przed nosem, ale i z impetem łapie w potrzask (niewątpliwie lektura dla dociekliwych). Wśród długich tytułów znalazł się ostatnio też:
Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian Ziemowita Szczerka. Książka, która dość długo czekała na swoją kolej, a przeczytała się bardzo szybko. Odnoszę tylko wrażenie, że bardzo szybko też o niej zapomnę. Na pewno zapamiętam "ukrainizację całej Ukrainy", ale jednym słowem: dobra niezobowiązująca przyjemność. Wśród kinowych atrakcji do godnych polecenia zaliczyłabym
Birdmana,
Dzikie historie i
Między nami dobrze jest. Słodko-gorzkie znakomite trzy tragikomedie. Nawiasem mówiąc wyśmienita była też wystawa w Zachęcie
Adoracja słodyczy. Słodka para Zuzanny Janin (
Słodka dziewczyna,
Słodki chłopak - drut, wata cukrowa) wywołała u mnie rodzaj rzadkiego uśmiechu, który wynika z zachwytu nad genialnym w swojej prostocie konceptem. W domu z kolei uśmiechałam się podczas oglądania dwóch filmów:
Smak życia 3 i
Pora umierać. Jeśli tylko zaczną mnie odwiedzać Hegel i Schopenhauer mogę starzeć się samotnie.
Teraz na liście najbliższych lektur pojawiły się:
- M. Szejnert, Usypać góry
- A. Boćkowska, To nie są moje wielbłądy
- L. Hermetz, Alicyjka
- S. de Beauvoir, Druga płeć
- S. Lem, S. Mrożek, Listy
A nie mówiłam, że początek roku zawsze szybko mija?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz